,,Akademia Lotnika” to nowy projekt Polskiego Związku Narciarskiego, mający na celu propagować trenowanie skoków narciarskich, jak i promować samą dyscyplinę w naszym kraju. Pierwszy z sześciu zaplanowanych eventów owej inicjatywy odbył się w Galerii Sfera w Bielsku-Białej, gdzie m.in. pod okiem Jakuba Kota, dzieci, młodzież, jak i każdy zainteresowany mógł spróbować swoich sił na mobilnej skoczni narciarskiej. Po zakończonym wydarzeniu, porozmawialiśmy z intensywnie zaangażowanym w nowo powstałą akademię trenerem AZS Zakopane.
ZOBACZ TEŻ: THOMAS THURNBICHLER: ,,JESTEŚMY NA NAPRAWDĘ DOBREJ DRODZE”
Akademia Lotnika w Bielsku-Białej
Eventy Akademii Lotnika składają się z przejścia przez łącznie pięć stref, podczas której dzieci szlifują kolejno pozycję dojazdową, odbicie, lot, a także lądowanie stylowo z telemarkiem, poprzez konkretnie przygotowane ćwiczenia. Finalnie dochodzą oni do najważniejszego – skoku na mobilnej skoczni narciarskiej. Po zaliczeniu każdego z zadań, śmiałek otrzymuje pieczątkę potwierdzającą zaliczenie ćwiczenia w specjalnej ,,legitymacji lotnika”.
Pierwszy z sześciu zaplanowanych wydarzeń odbył się w Galerii Sfera w Bielsku-Białej, a mobilna skocznia stanęła na Placu Bolka i Lolka. Na naszym profilu na Instagramie (@stylowoztelemarkiem) możecie obejrzeć krótką relację z owej imprezy, podczas którego swoje skoki oddali m.in. trener Thomas Thurnbichler, czy Jakub Kot. Na miejscu pojawili się także zawodnicy kadr narodowych, a pośród nich znaleźli Paweł Wąsek, Jakub Wolny oraz nowy mistrz Polski – Klemens Joniak.
Stylowo z Telemarkiem: Jak podsumowujesz dzisiejszy dzień?
Jakub Kot: Generalnie towarzyszyło mi dzisiaj dużo emocji. Wiadomo, to pierwszy taki event, więc było trochę stresu, jak to wszystko wypadnie. Natomiast wydaje się, że zabawa była fajna, a o to w tym wszystkim chodzi. Tutaj nie ma rywalizacji. Nawet to podium, które mamy, nie ma miejsc jeden, dwa i trzy. Wygrywają wszyscy, którzy ukończyli tą ,,Akademię Lotnika”, czyli Ci, którzy zebrali wszystkie pieczątki. Myślę, że pierwsze wrażenie jest bardzo pozytywne. Musimy też oczywiście wyciągać wnioski na kolejne eventy, bo jedziemy za chwilę do Wrocławia, Szczecina, Warszawy, Wisły i Krakowa, więc dobrze z każdym kolejnym wydarzeniem wprowadzać jakieś poprawki. Aczkolwiek wydaje mi się, że mamy fajne ćwiczenia, a mobilna skocznia dała radę. Trzeba przyznać, że jest ona bardzo trudna i sprawia problemy, ale takie są też skoki narciarskie. Trzeba pokazać swój charakter i przełamać swoje bariery. Poszukujemy tutaj właśnie ludzi z charakterem. Jeśli chcemy szukać następców mistrza, to potrzebujemy dzieci i młodzieży, która się nie boi i nie ma lęków, więc tutaj łatwo to zweryfikować.
Stylowo z Telemarkiem: Jak myślisz, ile z tych dzieci faktycznie zacznie trenować skoki narciarskie? Aktualnie jesteśmy w Bielsku-Białej, które jest stosunkowo blisko okolic Szczyrku i Wisły, gdzie znajdują się skocznie. Natomiast taki Szczecin, czy Warszawa są daleko od obiektów, a rozpoczęcie treningów jest tam znacznie trudniejsze.
Jakub Kot: Oczywiście, jest to temat do dyskusji. Dostaję dużo pytań, dlaczego robimy taki event w Szczecinie. Co z tego, skoro nawet jeśli będzie fajne dziecko, to do szkoły w Zakopanem przecież nie przyjdzie. Zgadzam się z tym, ale uważam, że jak najbardziej powinniśmy promować skoki w całej Polsce. Natomiast pytanie do różnych osób związanych z naszym środowiskiem, jak teraz zrobić, żeby ta nasza geograficzna mapa skokowa nie była tylko na południu. Zobaczmy na malutką Słowenię, na Austrię, Niemcy, czy Norwegię. Tych obiektów, nawet takich ,,kępek polnych”, jak i dużych skoczni mają znacznie więcej. Ta piramida szkoleniowa musi być od dołu zasilana, a młodzieży musi być sporo, bo i tak wytrwają ci najwytrwalsi i najlepsi. Musimy zadbać o małe obiekty, trenerów i kluby, więc to jest cały proces, który musi trochę potrwać. Nie chcę podawać gotowych rozwiązań, natomiast wyobrażam sobie, że docelowo takie bardzo malutkie skocznie mogą zostać chociażby w jednym województwie, w jednym powiecie, przy danej szkole, gdzie nawet w ramach lekcji wychowania fizycznego, czy przerw w maju/czerwcu, dzieci sobie wychodzą i po prostu się bawią na tej skoczni, bo chodzi o zabawę, prawda? Nauczyciel wf musi też wiedzieć, jak takie dziecko w miarę poukładać, a potem po to są Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Mamy internaty, więc można przyjąć te dzieci. To jest temat do dalszej dyskusji, jakby to miało zostać poukładane. Ja sobie faktycznie wyobrażam, aby faktycznie jedną/dwie takie skocznie, mniejsze i bez takiego przepychu, ufundować/zostawić, czy niech to powiat, albo urząd miasta zrobią. Nauczyciel wf niech po prostu wie jak to obsługiwać i niech się dzieci bawią i bawią. Tak w Norwegii funkcjonują narty biegowe. Dzieci na przerwach wychodzą sobie na biegówki. Biegają, skaczą, bawią się. Przychodzą do szkoły na biegówkach i tak samo z niej wracają. One same nie wiedzą, że robią trening. Dlatego o to chodzi, żeby tych obiektów było dużo więcej, aby dzieci poprzez zabawę wdrażały się w ten trening ,,mini skoczka”, a co będzie za rok, za dwa, to wtedy zobaczymy.
Stylowo z Telemarkiem: Czy pomysł stworzenia Akademii Lotnika powstawał długo? Już kilka lat temu, jeszcze za czasów Prezesa Tajnera mówiło się o tego typu inicjatywach.
Jakub Kot: Ja wiem, że w swojej głowie miałem już taki pomysł od jakiegoś czasu, że fajnie by było pod kątem eventów coś takiego zrobić. Wyszedł trochę zbieg okoliczności, ponieważ dostałem telefon od Prezesa Małysza, który był w trochę innej sprawie. Powiedziałem mu wtedy, że to przemyślę i opowiedziałem o mojej propozycji. Minęło paręnaście dni i Adam powiedział: ,,dobra, zróbmy to, bo też o tej skoczni myślałem”. To było jakoś w styczniu tego roku, w okolicach Pucharu Świata w Szczyrku. Dużo czasu minęło, żeby to wszystko poukładać, bo jest to projekt ministerialny, więc trzeba było złożyć wszystkie wnioski do ministerstwa. Dodatkowo musieliśmy wyprodukować skocznię. Ogólnie wszystko robiliśmy od zera, więc trochę to trwało. Natomiast czy długo to było w głowach prezesów i działaczy, to to już trzeba pytać np. Prezesa Tajnera. Ale Adam powiedział mi, że on też miał w głowie taką skocznię i cieszy się, że wyszedłem z takim pomysłem, bo to może być dobra inicjatywa. Na początku wydawało się, że to będzie tylko mobilna skocznia. Natomiast Polski Związek Narciarski słusznie zauważył, że to nie sposób zrobić tylko skocznię i tyle, tylko obudujmy to. Jak widzisz, mamy tutaj ,,miasteczko skoczków” i każda strefa jest opisana jak się odpowiednio przygotować, żeby oddać skok, czyli jak przyjąć pozycję i jakie ćwiczenia do tego zrobić, tak edukacyjnie. Do tego mamy lekcje wychowania fizycznego w szkołach, które prowadzę ja i Wiktor Pękala. Raz/dwa razy w miesiącu prowadzimy zajęcia na Podhalu i w Beskidach, więc te elementy skoków wprowadzamy także w ten sposób. Docelowo planujemy jeszcze szkolenia dla nauczycieli wychowania fizycznego, którzy są właśnie takim łącznikiem między wf, a klubem czy SMS-em. Fajnie, żeby znali oni też takie podstawy, na co zwrócić uwagę. Gdy widzą jakieś zdolne dziecko, to już wiedzą gdzie zadzwonić i gdzie je zaprowadzić. Pokażą nam dobrego zawodnika z potencjałem, którym możemy się dalej zająć. Projekt jest wielopłaszczyznowy i bardzo ambitny, a nie tylko, że stanęła skocznia i ,,bawcie się.”
,,Mamy teraz bardzo mało sprawną młodzież”
Stylowo z Telemarkiem: Czy według Ciebie trudno jest teraz zachęcić dzieci do trenowania skoków, a także pozostania w nich na dłużej?
Jakub Kot: Skoki to jeden problem, ale teraz ogólnie jest bardzo ciężko zachęcić dzieci do uprawiania sportu i jakiejś kultury fizycznej. Były igrzyska olimpijskie w Paryżu i powstała dyskusja ,,dlaczego było tak słabo?” No właśnie, dlaczego? Jak zobaczymy sobie teraz, jak takie lekcje wf wyglądają, w jakich odbywają się warunkach i jaką mamy teraz bardzo mało sprawną młodzież, to mamy odpowiedź na to pytanie. Jeżeli już na samym dole tej piramidy są dzieci z otyłością i nadwagą, po czasach covidowych, gdzie telefony i tablety stały się jeszcze bardziej popularne, to teraz mamy tego efekty. Dzieci w klasach 2-4 są bardzo mało sprawne, a sprawność i zwinność w skokach są bardzo kluczowe. Ja trenowałem te 20 lat temu, gdy chodziło się po drzewach, czy jeździło na sankach przez lasy. Teraz tego nie ma. Obecnie dzieci wolą jeździć na sankach na tablecie i widać to po nich. Tu jest na pewno problem kultury fizycznej, żeby nauczyć się uprawiania aktywności sportowej. Na pewno nie wygląda to kolorowo. Dodatkowo w klasach 1-3 lekcje wychowania fizycznego są tak naprawdę prowadzone przez nauczycielki wychowania początkowego. To nie jest wf, bo co za przeproszeniem co taka pani matematyczka zrobi? To jest okres, kiedy dziecko jest najbardziej plastyczne. Jeśli w klasie 1-3 nie zrobi salta do przodu, skoku tygrysiego, czy nie poczuje łyżew, to później to dziecko jest jakie jest. To jest oczywiście szeroko rozumiana reforma w moim zdaniu. To nie jest tak, że da się to od razu odwrócić, ale są rzeczy, które trzeba zmienić. Mieliśmy Alexandra Stoeckla na szkoleniu w PZN, na którym mówił, że na pewnym etapie szkolenia w Austrii jest lekcja, która nazywa się edukacja sportowa. Dzieci, które idą do SMS, już wcześniej dowiadują się o anatomii, fizjologii mięśniowej i są świadomi tego, po co trenują. U nas dopiero gdy poszedłem na studia na AWF dowiedziałem się co to jest VO2max, czym jest regeneracja itd. To za późno. W innych krajach jest to już dużo wcześniej. Dzieci są bardziej świadome, po co to robią i co można zrobić dodatkowo. Dlatego mówię tak bardzo szeroko, bo to nie jest tak, że trzeba zrobić skocznię i skakać, tylko musimy zmienić w Polsce cały system, żeby były lepsze wyniki nie tylko w skokach, ale i w piłce nożnej, czy lekkiej atletyce, o której przecież była głośna dyskusja przy igrzyskach. Trzeba wspomnieć, że to na samym dole musimy najwięcej zrobić.
Stylowo z Telemarkiem: Z perspektywy trenera, jak oceniasz te dzieciaki, które dzisiaj miały po raz pierwszy narty skokowe na nogach?
Jakub Kot: Widać było przerażenie w ich oczach. Nie ukrywam, że skocznia jest trudna oraz stroma, a to też nie jest tak, że każdy sobie poradzi. Było mnóstwo osób, które zapierały się na belce. Faktycznie, ten poziom sprawności był jaki był. Martwi, że dzieci na zajęcia sportowe przychodzą w jeansach. Chodzi mi właśnie o takie podstawy, że jeden przychodzi w dresach, koszulce i butach sportowych, a drugi w jeansach i bluzie i nie jest w stanie zrobić przysiadu. Już z góry ma taki stosunek, że jemu się nie podoba, ale nauczyciel każe, to przyjdę. Różnie jest, ale właśnie na tym to polega. Planujemy, żeby na evencie było około 120 dzieci, więc z tych 120 niech chociaż 10 się zainteresuje skokami, a z tych 10 niech 3 zostaną w klubie. Nie da się inaczej, bo nie ma takiej siły, że będzie 100 chętnych, którzy przyjdą do klubu.
,,Serce zabiło mi mocniej”
Stylowo z Telemarkiem: Jakie były Twoje wrażenia, samemu skacząc z tej skoczni?
Jakub Kot: Jak pierwszy raz wyszedłem tam na górę, to serce zabiło mi mocniej. Jest naprawdę bardzo stromo, a próg jest krótki. Podczas pierwszego skoku, dopiero dwa metry za progiem chciałem coś robić. Później było już lepiej. Niełatwo się ląduje, bo zeskok nie jest wyprofilowany, tylko płaski. Natomiast razem z Prezesem Małyszem daliśmy radę, a testy robiliśmy wspólnie. Adam poszedł w ogóle bez kasku i gogli. Mówiłem do niego ,,Adam, chłopie, żebyśmy się nie pozabijali”, ale udało się. Wytestowaliśmy narty, bo chodziło także o testy sprzętu, jaki powinniśmy dobrać. Był temat nart plastikowych, ale potem stwierdziliśmy, że ucięte narty skokowe będą lepsze. To był poniedziałek, a w środę mieliśmy już pierwszy event. Wszystko było trochę na ostatnią chwilę, bo dorabiali nam jeszcze belkę. Działo się, ale wspólnie z Adamem przetestowaliśmy skocznię i stwierdziliśmy, że nadaje się do użytku.
Stylowo z Telemarkiem: Jakie wnioski wyciągniecie z dzisiejszego wydarzenia?
Jakub Kot: Tak naprawdę dopiero teraz siądziemy z ekipą organizatorów. To jest cała masa ludzi, którzy odpowiadają za rozstawienie tych wszystkich sprzętów, albo Ci, którzy przybijali pieczątki. Jestem bardzo ciekawy jak dzieci na to reagowały. Czy im się podobało, czy było fajnie, nudno, za trudno itd. Teraz musimy dostosować się do poziomu dzieci. Ja to wymyśliłem od siebie, jako trener, natomiast zdaję sobie sprawę, że coś może być zbyt trudne, bądź za łatwe. Być może jest też coś, czego potrzeba więcej. Na pewno wyciągniemy jakieś wnioski, aczkolwiek baza się nie zmienia. Mamy skocznię i strefy, które zostają. Natomiast chciałbym, żeby każde miasto dawało też coś od siebie typu jakiś namiot Decathlonu, firmy sportowej, czy inne dodatkowe stanowisko, żeby to było jak najbardziej rozbudowane.
Stylowo z Telemarkiem: Myślisz, że w ten sposób można też popchnąć rozwój kombinacji norweskiej?
Jakub Kot: Temat kombinacji jest na tyle trudny i złożony, że to pewnie nie moment, żeby o tym dyskutować. Powiedziałem w PZN, że jeżeli wypali nam to ze skokami, to mają jeszcze snowboard, narciarstwo alpejskie i biegowe, więc można robić podobne projekty, typu Akademia Biegacza, czy Snowboardzisty. Jest XXI wiek, więc można tyle fajnych rzeczy zrobić, które będą promować sport. Tylko na razie zróbmy jedno porządnie. Wyciągnijmy wnioski, czy to się spodoba ludziom i wtedy możemy bazować na kolejnych dyscyplinach. Kombinacja? Pewnie też, ale potrzeba na to czasu.
Kolejny z zaplanowanych eventów odbędzie się już 7 listopada we Wrocławiu, zaś trzy dni później mobilna skocznia pojawi się w Szczecinie (10.11). Następnie Akademia Lotnika zawita do Warszawy (16.11), Wisły (7.12) oraz Krakowa (18.12).
Korespondencja z Bielska-Białej, Martyna Okrzesik
Na zakończenie zapraszamy na nasze media społecznościowe – Facebook, Instagram, TikTok oraz Twitter.