Po inauguracji sezonu 2025/2026 w Lillehammer skoczkowie przeniosą się do dawno nieodwiedzanego miejsca. Szwedzkie Falun po raz ostatni zawody Pucharu Świata gościło w lutym 2014 roku. Wtedy też swoje jedyne zawody tej rangi zaliczył tam Kamil Stoch, a wspomniany konkurs był próbą przed Mistrzostwami Świata 2015. Dziś wrócimy pamięcią do rozegranego w ramach tamtego czempionatu konkursu drużynowego.

Sezon naznaczony kontuzją
Jak pewnie większość kibiców doskonale pamięta sezon 2014/2015 rozpoczął się dla Kamila Stocha z ponad miesięcznym opóźnieniem. Wszystko ze względu na kontuzję stawu skokowego, który wymagał operacji. Wobec tego obrońca Pucharu Świata rozpoczął starty od 63. Turnieju Czterech Skoczni i to z wielkim przytupem, zajmując rewelacyjne 4. miejsce podczas konkursu w Oberstdorfie. Wprawdzie dalsze starty w niemiecko-austriackiej imprezie już tak udane nie były (15., 7. i 15. miejsce), lecz pozwoliło to dwukrotnemu mistrzowi olimpijskiemu z Soczi na zajęcie 10. pozycji w całej imprezie.
Niedługo minęło, zanim lider kadry Łukasza Kruczka znów wspiął się na mistrzowski poziom. We wspaniałym stylu wygrał konkurs na Wielkiej Krokwi w Zakopanem, a dwa tygodnie później triumfował w Willingen. Bardzo blisko tego, by stanąć na najwyższym stopniu podium, Stoch był także w Sapporo, gdzie skok na 140 metrów (wyrównanie ówczesnego rekordu skoczni) dawał mu prowadzenie na półmetku. Gorsza próba w finałowej rundzie oznaczała jednak spadek na 2. pozycję. Identyczną lokatę zawodnik z Zębu wywalczył również w Titisee-Neustadt. Do docelowej imprezy sezonu, którą były Mistrzostwa Świata w Falun, obrońca tytułu na dużej skoczni z Predazzo przystępował jako 8. zawodnik klasyfikacji generalnej Pucharu Świata.

Odejdźmy jednak na moment od osoby bohatera tego cyklu i zobaczmy, jak spisywała się reszta kadrowiczów tamtej zimy. Wyjąwszy Stocha, jedynie Piotr Żyła momentami doszusowywał do czołówki, trzykrotnie meldując się w najlepszej dziesiątce i okupując 18. lokatę w punktacji. Względnie pozytywnie wypada ocenić również poczynania Aleksandra Zniszczoła, który zaliczał swój najlepszy sezon w karierze. Wiślanin począwszy od styczniowych konkursów regularnie punktował. W Sapporo przez moment cieszył się nawet z 10. pozycji, lecz odebrano mu ją ze względu na nieprzepisowe buty. A co z resztą? Jan Ziobro był 47., Dawid Kubacki i Klemens Murańka wspólnie lokowali się na 52. pozycji, zaś Maciej Kot otwierał 7. dziesiątkę rankingu. Z kronikarskiego obowiązku należy wspomnieć, że drobne punkty zapisał na swoim koncie jeszcze Stefan Hula-wówczas skoczek bardziej zaznajomiony z Pucharem Kontynentalnym. Po wyżej przytoczonych lokatach widać jak na dłoni, że nie był to dobry sezon dla polskiej reprezentacji…
Przerwana passa
Ma bardzo mocną psychikę. Nabiera to szczególnego znaczenia podczas mistrzostw świata czy igrzysk olimpijskich. Gdy inni są w stresie, Kamil skacze bardzo dobrze. Nie zdziwię się, jeśli znów zdobędzie dwa złota.
– komentował szanse Polaka dla TVP były austriacki skoczek, Martin Koch.
Taki ogląd sprawy przez byłego medalistę mistrzostw świata w lotach był jak najbardziej uzasadniony. Stoch miał za sobą, albowiem trzy konkursy rangi mistrzowskiej, z których wyszedł zwycięsko. Po złocie na Mistrzostwach Świata w Val di Fiemme przyszła podwójna korona na Igrzyskach Olimpijskich w Soczi. W Falun ta passa nie doczekała się kontynuacji.
Na skoczni normalnej 28-latek słabo skakał już w treningach i nie zdołał odwrócić tego trendu przed konkursem. Stawiany w gronie kandydatów do zdobycia medalu zajął 17. miejsce ex aequo z Klemensem Murańką. Wydawało się, że Zębianinowi przyjdzie odkuć się na dużym obiekcie. Obrońca tytułu w seriach treningowych zaliczał się do ścisłej czołówki. Główne zawody ponownie nie poszły jednak po jego myśli. Skoki na 125 i 124,5 metra przełożyły się na zaledwie 12. lokatę. Do rozegrania został jeszcze konkursy drużynowy, lecz trudno było wróżyć powtórkę sukcesu z Val di Fiemme (brązowy medal), zważając na kiepską dyspozycję kadry Łukasza Kruczka.
Medal ostatniej szansy
Ostatni akord Mistrzostw Świata w Falun odbył się 28 lutego 2015 roku. Na stracie zmagań pojawiło się 13 ekip: Szwecja (!), Korea Południowa, Włochy, Rosja, Finlandia, Szwajcaria, Polska, Czechy, Japonia, Słowenia, Austria, Norwegia i Niemcy.
Zawody wystartowały o 17:17 z 16. belki startowej za sprawą Simona Eklunda (85,5 m). Pierwszymi liderami konkursu zostali Austriacy po skoku Stefana Krafta na 131,5 metra. Wśród Polaków 123-metrową próbą konkurs otworzył Piotr Żyła, co dawało nam 4. lokatę. Austria utrzymała się na prowadzeniu po 2. grupie za sprawą Michaela Hayboecka (124,5 m), zaś Polacy przesunęli się w górę dzięki solidnemu skokowi Klemensa Murańki (120,5 m). Stawka mocno przetasowała się po 3. kolejce. Na czele tabeli doszło do zmiany. Słabość Manuela Poppingera (115,5 m) doskonale wykorzystał Anders Fannemel (126,5 m), wysuwając Norwegię na prowadzenie. Taku Takeuchi (126,0 m) wywindował Japonię na 3. pozycję. Drobne potknięcie zaliczył Jan Ziobro (116,0 m), co sprawiło, że podopieczni Łukasza Kruczka spadli na 5. miejsce jeszcze za reprezentację Słowenii. W ostatniej grupie tradycyjnie w bój wysłany został Kamil Stoch. Lider drużyny nie zawiódł, uzyskując 129,5 metra. Był to najlepszy wynik tej grupy, który pozwolił biało-czerwonym awansować na 4. miejsce. Do 3. Austrii traciliśmy 2.6 punktu. Po złoto pewnie kroczyła Norwegia, a 2. pozycję okupowali równi Japończycy.
W serii finałowej Piotr Żyła powtórzył odległość z 1. serii, osiągając 123 metry. Pokonał tym samym Junshiro Kobayashiego (121,0 m), wprowadzając drużynę na wirtualne podium. Prawdziwe trzęsienie ziemi nadeszło w kolejnych dwóch grupach. Kapitalną bombę odpalił Klemens Murańka, lądując na 128 metrze! Zakopiańczykowi nie dorównali zarówno Daiki Ito (122,5 m), jak i Michael Hayboeck (122,0 m). Następnie przyszła pora na Jana Ziobrę, który tamtego wieczoru wydawał się najbardziej niepewnym punktem polskiej kadry.
Jest sygnał, jest Janek Ziobro i jest szansa na medal. Czy wykorzysta to? Ładnie z progu, dźwignął się, trochę mu falują narty. Będzie daleko. Pięknie! Pięknie! A więc jest dobrze. Kamień z serca mu spadł i nam również.
Żywiołowo skomentował 125,5-metrowy skok Polaka Włodzimierz Szaranowicz na antenie TVP. Skoczek faktycznie emanował po skoku pewnością siebie i wyglądało na to, że wystąpiło u niego duże poczucie ulgi. Ziobro utrzymał Polskę na 2. miejscu z przewagą 0.8 punktu nad Austrią. Japonia, okupująca 4. miejsce traciła do Polski blisko 10 punktów, co oznaczało ogromną szansę na krążek dla polskiej czwórki. Nim jednak doszło do ostatecznego starcia o medal, wydarzył się ten skok.
Był to chyba najbardziej spektakularny skok świeżo upieczonego mistrza świata z dużej skoczni, który pod koniec tamtego sezonu podniósł Kryształową Kulę.
Finałową rozgrywkę rozpoczął Noriaki Kasai. Japończyk nie zawiesił jednak wysoko poprzeczki (122,0 m). Gregor Schlierenzauer (129,0 m) natomiast nawiązał do rozegranego dwa dni wcześniej konkursu indywidualnego, który przyniósł mu srebrny medal (ostatni w karierze na wielkiej imprezie). Jaka była riposta Kamila Stocha? 126 metrów okazały się niewystarczające na obronę pozycji wicemistrzów. Polska spadła za Austrię, podobnie jak w 2013 roku, zakładając na szyję brązowe medal. Złoto w niezaprzeczalnym stylu zdobyli Norwegowie w składzie: Anders Bardal, Anders Jacobsen, Anders Fannemel i Rune Velta.
My sami czekaliśmy na super wynik i żeby wyjechać stąd z podniesionymi czołami, z nagrodą, która trochę waży.
– krótko podsumował sukces ekipy Kamil Stoch dla TVP.
Podsumowanie
Sezon 2014/2015 był początkiem końca ery Łukasza Kruczka w reprezentacji Polski. Po obfitych w sukcesy zimach 12/13 i 13/14 kolejna stanowiła kryzys kadry, który pogłębił się jeszcze w kampanii 2015/2016. Opisywany sukces uratował obraz nieudanego cyklu w wykonaniu Polaków. Uratował także sezon Kamila Stocha. Po tym jak najlepszy skoczek poprzedniego sezonu stracił szansę na obronę Kryształowej Kuli, jego naturalnym celem na tę zimę stały się Mistrzostwa Świata w Falun. Tymczasem jego indywidualne starty poszły zadziwiająco słabo. Drużynowy krążek był więc wybawieniem tego jakże trudnego okresu dla naszego bohatera.
ZOBACZ TEŻ: KAMIL STOCH: PRZEŻYJMY TO JESZCZE RAZ! – 681 DNI OCZEKIWANIA (LILLEHAMMER 2016)
Na zakończenie zapraszamy na nasze media społecznościowe – Facebook, Instagram, TikTok oraz Twitter.
Ponadto zachęcamy do wsparcia naszej strony za pośrednictwem Suppi.
Źródła: informacja własna, FIS, TVP
