Kamil Stoch: Przeżyjmy to jeszcze raz! – 681 dni oczekiwania (Lillehammer 2016)

przez Szymon Kołtun

Start nowego sezonu Pucharu Świata w skokach narciarskich zawsze wiąże się z nowym otwarciem. Dla kończącego karierę po tej zimie Kamila Stocha najbliższe 4 miesiące stanowić będą epilog ze światowymi skoczniami. Z tej okazji nasza redakcja przygotowała okazjonalny cykl. Będziemy w nim opisywać konkursy w wykonaniu Kamila z każdego przystanku Pucharu Świata, które najbardziej zapadły nam w pamięć na przestrzeni lat. Na pierwszy ogień idą zawody z Lillehammer z 2016 roku. Spędźcie więc z nami podróż przez ostatni sezon rakiety z Zębu. Przeżyjmy to jeszcze raz!

Początek ery Horngachera

Sezon 2016/2017 polska kadra rozpoczynała pod okiem nowego szkoleniowca, Stefana Horngachera. Austriak objął stery reprezentacji wiosną 2016 roku z rekomendacji samego Adama Małysza. Orzeł z Wisły jesienią został mianowany na stanowisko dyrektora-koordynatora ds. skoków narciarskich i kombinacji norweskiej w Polskim Związku Narciarskim. Lato 2016 zwiastowało, iż Polacy po dwóch słabszych sezonach powracają na dobre tory. Maciej Kot zdeklasował rywali w klasyfikacji generalnej Letniego Grand Prix, a Kamil Stoch zakończył cykl na 3. miejscu.

Puchar Świata reprezentanci Polski rozpoczęli od solidnych startów, lecz jednocześnie odbiegających od tych na igelicie. Liderem sportowym kadry pozostawał Maciej Kot, który podczas inauguracji w Ruce zajął 5. oraz 8. miejsce. Najbardziej utytułowany skoczek drużyny, a więc właśnie Stoch na dzień dobry zaliczył spotkanie z podłożem…Po długim 137-metrowym skoku, mistrz świata z Predazzo stracił kontrolę nad lewą nartą w fazie odjazdu, co skutkowało upadkiem. Wobec uzyskania wymaganej odległości Kamil dostał szansę na skok w 2. serii. Ten wykończył na 136 metrze, przesuwając się na 26. miejsce w klasyfikacji konkursu. Nazajutrz po dwóch przeciętnych próbach był 22.

Drugim przystankiem zimy było Klingenthal. Weekend w Saksonii pokazał pierwsze namacalne dowody na to, że zima 2016/2017 może być polska. Zmagania drużynowe z 3 grudnia stanowiły zaczątek wielkiej ery Stefana Horngachera w polskich skokach. Przechrzczona na „wspaniałą czwórkę” przez komentatora TVP, Włodzimierza Szaranowicza ekipa w składzie: Piotr Żyła, Kamil Stoch, Dawid Kubacki, Maciej Kot odniosła z ogromną przewagą pierwsze w historii zwycięstwo Polski w konkursie drużynowym Pucharu Świata. Niewiele brakowało, aby biało-czerwoni poszli w niedzielę za ciosem. Wówczas, Kot prowadził na półmetku przed Stochem, aczkolwiek po 2. serii zakończyło się lokatami 4-5.

Skakanie w Lillehammer skoczek z Zębu otworzył genialną próbą na odległość 144 metrów, która zapewniła mu zwycięstwo w piątkowych kwalifikacjach. Występy Stocha w weekendowych konkursach na Lysgardsbakken stanęły jednak pod znakiem zapytania ze względu na ból kolana wywołany wspomnianą próbą. Ku uciesze kibiców i samego zainteresowanego, Polak przystąpił do sobotnich zmagań w okręgu Innlandet. Te okazały się swoistą kalką zmagań w Klingenthal. Triumfował rewelacyjny Domen Prevc, odnosząc już swoje 3. zwycięstwo w tamtej kampanii. Za nim wylądowali Daniel-Andre Tande i Stefan Kraft. Smakiem znowu obejść musiał się Kamil Stoch, zajmując 4. pozycję.

Po 4 konkursach indywidualnych sezonu 2016/2017 żółty trykot lidera klasyfikacji generalnej dzierżył zatem najmłodszy z braci Prevców (320 pkt). Drugim skoczkiem punktacji był Daniel-Andre Tande (258p pkt), zaś trzecim Severin Freund (228 pkt). Niemiec jako jedyny przełamał hegemonię młodziutkiego Słoweńca, triumfując w Ruce. Kamil Stoch zamykał czołową dziesiątkę (114 pkt).

ZOBACZ KLASYFIKACJĘ GENERALNĄ

Polska walka o zwycięstwo

Niedzielne zmagania na norweskiej ziemi wystartowały o 15:00. Podobnie, jak to miało miejsce dzień wcześniej, nad arenami igrzysk olimpijskich z 1994 roku rozpościerała się gęsta mgła. Konkurs zainaugurował nie kto inny jak Ryoyu Kobayashi. Japończyk miał już wówczas za sobą pierwsze zwiastuny jego niesamowitego potencjału. W sezonie 2015/2016 sensacyjnie wskoczył do najlepszej dziesiątki w Zakopanem, uzyskując 7. wynik. Ponadto zdobył również brązowy medal na Mistrzostwach Świata Juniorów w Rasnovie. Start kolejnego sezonu stanowił dla niego nie lada przeprawę, gdyż punktowanie okazało się dla niego zbyt trudnym wyzwaniem.

Sam przebieg 1. serii okazał się niefortunny dla zawodników z czołówki Pucharu Świata. Podczas gdy zawodnicy startujący na początku i w środku listy startowej mogli liczyć na pewną łaskawość warunków wietrznych, tak ostatni skoczkowie dostawali kilkunastopunktowe bonifikaty, mierząc się z uśrednionymi podmuchami w okolicach 1 m/s z tyłu skoczni. Odbicie tej sytuacji znalazło się w tabeli wyników: Stefan Kraft-21., Daniel-Andre Tande-23., Severin Freund-27…Spośród skoczków przecinających powietrze przy najbardziej przeszkadzającym wietrze, najlepiej poradził sobie Maciej Kot (129,5 m), który na półmetku zajmował swoje ulubione 5. miejsce. Wymieniłem już pechowców, więc teraz pora wskazać tych, którzy wyciągnęli na tej loterii szczęśliwy los. Byli nimi: Jurij Tepes (136,0 m), Andreas Wellinger (136,0 m) i Daiki Ito (136,0 m). Co łączy tę trójkę? Oprócz tego, że wszyscy wylądowali na tej samej odległości, każdy z nich miał odjęte od noty ponad 5 punktów za wiatr. W konsekwencji przypadły im lokaty nr 2,3 i 4.

Kto więc swoim pierwszym skokiem najbardziej zbliżył się do zwycięstwa? Odpowiedź nasuwa się sama, a więc tym jegomościem był Kamil Stoch (134,0 m). 29-latek zaprezentował wprawdzie nie najdłuższy, ale najbardziej efektywny skok tej rundy, uwzględniając przeciętne warunki atmosferyczne. Dwukrotny Mistrz Olimpijski z Soczi wypracował sobie ponad 4 punkty zapasu nad Tepesem, zaś najgroźniejsi rywale tracili jeszcze więcej.

W serii finałowej wiatr ustabilizował się, zawiewając regularnie w plecy skoczków. Niesieni sportową złością, atomowe skoki oddali Daniel Andre Tande (141,0 m) i Stefan Kraft (142,0 m). Końcowy rezultat Norwega okazał się lepszy od tego, którym legitymował się Austriak. Obydwaj zaczęli połykać kolejne lokaty, pnąc się w klasyfikacji. Pierwszym zawodnikiem, który miał realną szansę zagrozić wspomnianej dwójce, był 13. na półmetku Manuel Fettner (138,0 m), wskakując pomiędzy Tande a Krafta. Lider kadry Alexandra Stoeckla pozostał na prowadzeniu aż do momentu, kiedy na belce zasiadł 6. skoczek od końca, a zatem Markus Eisenbichler. Niemiec wylądował na 135 metrze, wyprzedzając Norwega o 1.4 punktu. Po chwili Eisenbichlera na fotelu lidera zluzował Maciej Kot (136,0 m). Daiki Ito (123,5 m), Andreas Wellinger (128,5 m) oraz Jurij Tepes (124,0 m) dowiedli, iż ich skoki w 1. serii były raczej konsekwencją korzystnych okoliczności, aniżeli bardzo wysokiej formy sportowej. Swoich pierwszych w karierze miejsc na podium w Pucharze Świata pewni byli już Kot i Eisenbichler. Jasne było także to, że to Polak zwycięży w opisywanych zmaganiach. Jako ostatni na belce startowej zasiadł Kamil Stoch.

Kamil Stoch! Wyraźna przewaga po pierwszej serii. Może spokojnie sobie skoczyć 130 metrów i będzie zwycięzcą konkursu. Ostatni raz stał na podium w marcu 2015 roku. Wygrał w Willingen w styczniu 2015 roku. Wygra chyba dzisiaj po raz 16. w karierze!

– w ten sposób próbę rakiety z Zębu skomentował na antenie TVP Marek Rudziński.

Wspomniane przez pana Marka słowo chyba było tutaj kluczowe, gdyż Stoch wylądował niemal idealnie na zielonej linii, a dokładnie zmierzono mu 130,5 metra. Zresztą zobaczcie go sami.

Nota, która się wyświetliła po skoku Kamila była o 0.6 punktu wyższa od wyniku Macieja Kota. To oznaczało dublet dla reprezentantów Polski. Tym samym Kamil Stoch odniósł swoje 16. w karierze na poziomie Pucharu Świata, jednocześnie po raz 33. wskakując na podium.

ZOBACZ WYNIKI KONKURSU

Podsumowanie

Nie bez powodu ten tekst zatytułowałem jako „681 dni oczekiwania”. W dniu opisywanej wiktorii w Lillehammer właśnie tyle mijało od poprzedniego zwycięstwa, które miało miejsce 30 stycznia 2015 roku w Willingen. Jest to najdłuższa przerwa w karierze dwukrotnego zdobywcy Pucharu Świata pomiędzy poszczególnymi wygranymi (Nie liczę okresu pomiędzy debiutem a pierwszym zwycięstwem oraz czasu od ostatniego triumfu). Miejmy nadzieję, że to ulegnie zmianie nadchodzącej zimy. Ostatnie 39. zwycięstwo Kamila w Pucharze Świata przypada bowiem na 9 stycznia 2021 w Titisee-Neustadt. Od tamtej pory minęło 1775 dni…

Źródła: informacja własna, FIS, TVP

0 komentarzy
4

Może ci się spodobać