Stylowe rozważania: Czy zmiana limitów była dobrą decyzją?

przez Szymon Kołtun

Za nami pierwszy sezon funkcjonowania w nowych realiach. Realiach zmniejszonych limitów startowych dla najlepszych reprezentacji w Pucharze Świata. Czy zatem po tym okresie można już stwierdzić, że potwierdziły się obawy sceptyków tego rozwiązania? I w kontrze do tego, czy FIS może dziś powiedzieć, że było to dobre posunięcie z ich strony? A nawet gdyby okazało się to nietrafioną decyzją, to przyznaliby się do tego, prawda? W tym tekście postaram się jednak nie polegać wyłącznie na krytyce federacji (choć ta się pojawi), a raczej sprawdzić i w miarę trzeźwo przeanalizować wpływ cięcia kwot startowych na świat skoków narciarskich.

Łagodnie uśmiechnięty Sandro Pertile, fot. berkutschi.com

Geneza, czyli efekt domina

Zgodnie z koncepcją determinizmu każde zjawisko ma swoją przyczynę. Z kolei wedle trzeciej zasady dynamiki Newtona (w uproszczeniu) na każdą akcję występuje reakcja. Obie te uniwersalne zależności można również odnieść do tej sytuacji. Międzynarodowy Komitet Olimpijski podjął decyzję o zmniejszeniu puli startujących skoczków na Igrzyskach. W związku z tym, na skoczniach w Predazzo za dwa lata pojawi się 50 sportowców reprezentujących naszą dyscyplinę, podczas gdy w Pekinie było ich jeszcze 65.

Tak mała liczba skoczków mogłaby znacząco zmniejszyć ilość nacji reprezentowanych na Igrzyskach Olimpijskich (z 20 do 16). Sandro Pertile i jego świta musieli być zatem wierni swojej doktrynie umiędzynarodowiania skoków narciarskich. Tak oto w maju 2023 roku przedstawiają pomysł zmniejszenia kwot startowych dla najlepszych sześciu nacji z 6 do 5 skoczków, przy zachowanej możliwości wywalczenia dodatkowego miejsca poprzez Puchar Kontynentalny. Ponadto, od tamtej pory gospodarz zawodów mógł w ramach kwoty narodowej wystawić nie 6, a jedynie 4 skoczków. Wszystko to w imię tego, by reprezentanci jak największej liczby państw dostali szansę zakwalifikowania się na imprezę czterolecia, wyrzucając potencjalnie kilka mocnych nazwisk.

Sama decyzja miała bardzo wielu przeciwników, a jednym z nich był szkoleniowiec Polaków, Thomas Thurnbichler. Austriak ubolewał nad tym, że straci miejsce, które mógłby potencjalnie wypełnić jeden z młodszych skoczków, zbierając doświadczenie w Pucharze Świata. Z uwagi na to, jak przebiegała ostatnia zima u Polaków, można by stwierdzić, iż wypowiedzi naszego trenera w tej materii źle się zestarzały, ale była to uzasadniona obawa. Tak jak ta, że w dalszej kolejności coraz większa liczba zawodników może decydować się na zakończenie kariery wskutek frustracji niemożnością przebicia się do elity.

Thomas Thurnbichler, fot. Małgorzata Mikulska
Thomas Thurnbichler, fot. Małgorzata Mikulska

Zmiana w kwestii limitów nie stanowiła jednak tylko skutku decyzji podjętej przez MKOL. Była także katalizatorem następnego ruchu, jakim było zastąpienie tradycyjnego konkursu drużynowego zmaganiami duetów w planie najbliższych Igrzysk. Wszystko wskazuje na to, że na tym ta reakcja łańcuchowa się nie skończy, gdyż w planach jest również zmniejszenie kwot w ramach samych Igrzysk.  – „Limity maksymalne będą wynosiły 4, ale będą ograniczone do trzech lub czterech krajów. Inne nacje będą miały możliwość wystawienia maksymalnie 3 zawodników” – to słowa Sandro Pertile w wywiadzie udzielonym dla Oasport.it z lipca ubiegłego roku.

Ujęcie statystyczne

Puchar Świata

Po tym wprowadzeniu do tematu przejdę do analizy liczbowej. Na początku chciałbym zaznaczyć, że na szczęście nie sprawdziła się moja największa obawa. Co prawda, liczba skoczków na starcie poszczególnych kwalifikacji oczywiście była mniejsza niż chociażby zeszłej zimy, ale ani razu nie doszło do sytuacji, w której zamiast kwalifikacji trzeba byłoby rozgrywać prologi (wyjątek stanowi Raw Air ze względu na nazewnictwo). W tym miejscu chodzi mi o to, że za każdym razem na starcie meldowała się ponad 50 zawodników (poza drugim konkursem w Lake Placid). Udało się zatem uniknąć powtórki z bardzo dotkniętego pandemią sezonu 2020/21, kiedy takie sytuacje były na porządku dziennym.

Poczynając więc od najbardziej sztandarowej statystyki, jaką jest liczba punktujących w sezonie, widać dużą różnicę względem ubiegłego sezonu. W kampanii 2023/24 punktowało 67 sportowców z 16 państw, zaś rok wcześniej było ich 87, reprezentujących 18 nacji. O ile ta pierwsza zmiana była niejako wliczona w koszty, o tyle zmniejszenie liczby punktujących reprezentacji mogłoby wskazywać na nieskuteczność podjętej inicjatywy. A jak to ma się w praktyce? Otóż 15 państw zgarniało punkty w obu przytaczanych sezonach. Krajami, które ubyły z tego grona po zmianie limitów są: Kanada, Kazachstan i Rumunia, zaś dołączyła Francja.

Przykłady Kanady i Rumunii są jednak mylące i nie wolno ich uważać za dowód regresu sportowego w tych ekipach. Mianowicie, jedynym reprezentantem Kraju Klonowego Liścia w ostatnich latach był Mackenzie Boyd-Clowes, który jesienią zawiesił swoją karierę. Z kolei obecność Rumunii wśród punktujących państw w sezonie 22/23 można by określić tzw. błędem w Matrixie. Jest to tylko i wyłącznie zasługa rozegrania bardzo słabo obsadzonych zawodów w Rasnovie.

„Nie dali w tym roku poskakać w Rasnovie” – Daniel Andrei Cacina, fot. Vivienne Stycz

Nawiasem mówiąc, w historii Pucharu Świata tylko dwukrotnie zdarzyło się, by punkty zapisała mniejsza liczba zawodników. Były to sezony 1990/1991 (52) i 91/92 (55). W tej statystyce znajduje się natomiast co najmniej jeden haczyk. Przede wszystkim był to okres, gdy punkty zdobywała tylko najlepsza 15 konkursu, a nie 30. Poza tym spadek w tamtych latach można wytłumaczyć rewolucją w przejściu ze stylu klasycznego na styl V. Dla dużej liczby sportowców stanowiło to nie lada wyzwanie.

Co istotne, lekko dziwić może statystyka, która mówi, że zeszły sezon wiązał się z występem 95 zawodników w konkursach Pucharu Świata w porównaniu z 87 przed rokiem. Pamiętać jednak należy, że minionej zimy zwyczajnie łatwiej było przechodzić przez kwalifikacje ze względu na mniejszą konkurencję.

Jaka zmiana zaszła w przypadku liczby skoczków zdobywających punkty w poszczególnych ekipach? Cóż…progres nastąpił w dwóch zespołach: rzecz jasna Francji (+1) i Włoch (+1). A kto okazał się największym poszkodowanym? Austria, która straciła 6 punktujących. Nie wiem, czy swoim pytaniem zbudowałem napięcie jak Hitchcok, ale nie sądzę, by fakt ten był zdumiewający. – „Na skutek zmniejszonej kwoty startowej w Pucharze Świata, sytuacja ta jest niekorzystna dla nas, Austriaków. Mam nadzieję, że w nadchodzącym sezonie zostaną wprowadzone nowe, lepsze zasady – wyraził swoją opinię dla naszej redakcji Stefan Rainer podczas zawodów FIS Cup w Zakopanem. I choć są to słowa skoczka, który nawet przy startym podziale nie miałby co liczyć na miejsce w Pucharze Świata, to pierwszemu zdaniu nie sposób zaprzeczyć. Nie ma co do tego wątpliwości, że Austria najbardziej odczuła skutki zmiany kwot.

Chyba każdy obserwator skoków widział tej zimy jak twardy orzech do zgryzienia miał momentami Andreas Widhoelzl. Dość powiedzieć, że po zawodach w Oberstdorfie i zajęciu 9. i 6. lokaty, miejsce w składzie na następny weekend stracił Daniel Huber. Tacy zawodnicy jak Maximilian Ortner czy Jonas Schuster pomimo świetnych występów w Pucharze Kontynentalnym mogli co tydzień obejść się smakiem przy wyborze składu na Puchar Świata. W takim razie co będzie się działo w przyszłym sezonie, kiedy po kontuzjach wrócą Philipp Aschenwald, Maximilian Steiner i Markus Mueller…?

Maximilian Ortner-zwycięzca Pucharu Kontynentalnego bez ani jednego startu w Pucharze Świata 2023/2024, fot. Martyna Okrzesik

Zasadnym byłoby zapytać, czy Austria nie jest w ogóle jedyną reprezentacją, która to odczuła. Chichot losu tej sytuacji polega na tym, że pozostałe mocne ekipy idealnie przystosowały się do nowej rzeczywistości. Nad Polską i Japonią nie zamierzam się pastwić, bo to zespoły, które nie miały praktycznie żadnej głębi składu. Spójrzmy natomiast na Słowenię. Piątka skoczków, którzy w komplecie zmieścili się w TOP16 Pucharu Świata, a za nimi pewna pustka. W porównaniu z zimą 22/23 ostry zjazd zaliczyli Žiga Jelar czy Rok Masle, notujący naprawdę udaną końcówkę tamtej kampanii. Jednocześnie Maksim Bartolj i Žak Mogel nie potrafili wypełnić tej luki. Z kolei Niemcy mieli iście piorunujące wejście w sezon i bogactwo wyboru, ale wraz z obniżką formy pole manewru zaczęło się zawężać. Poza Austrią, reprezentacją, w której dochodziło do licznych roszad była Norwegia. Reprezentanci tego państwa dobrze radzili sobie w Pucharze Kontynentalnym, a po wskoczeniu poziom wyżej często występowali z powodzeniem.

Rzucając okiem na różnicę punktów w klasyfikacji Pucharu Narodów, zobaczymy, że zdecydowana większość ekip spoza TOP6 zanotowała przyrost względem roku wcześniej. Na minusie są jedynie: Rumunia, Kanada i Turcja. Nawiązując do tego, zakończony sezon obfitował w wiele ciekawych historii dotyczących raczej drugoplanowych postaci. Premierowe podia Gregora Deschwandena, świetne występy włoskiego duetu Bresadola-Insam i ich młodszego amerykańskiego odpowiednika Belshaw-Frantz, przebudzenie formy Niko Kytosaho, odrodzenie Romana Koudelki czy bardzo dobre występy Yevhena Marusiaka na lotach narciarskich, okraszone nowym rekordem Ukrainy. Ogólnie rzecz biorąc, kibice mieli komu kibicować w walce z raczej hermetyczną czołówką. Wymienieni przeze mnie zawodnicy skorzystali bardzo wyraźnie np. na słabości reprezentacji Polski, która zdobyła aż 2731 punktów mniej niż zeszłej zimy. W szerokiej czołówce pojawiło się zatem więcej przestrzeni na takie przypadki.

ZOBACZ TEŻ: NIKO KYTOSAHO: ,,CIESZĘ SIĘ, ŻE OSIĄGNĄŁEM TO, CO SOBIE ZAŁOŻYŁEM”

Gregor Deschwanden – autor dwóch miejsc na podium w minionym sezonie, fot. Małgorzata Mikulska
Puchar Kontynentalny

W tej materii nie należy ograniczać się tylko do Pucharu Świata, gdyż zmiana w limitach mogła wywrzeć także wpływ na Puchar Kontynentalny. W końcu to tam trafili skoczkowie skazani na niebyt w Pucharze Świata, do których wcześniej należało zabrane miejsce.

Zacznę od tego samego zestawienie co przy Pucharze Świata, a więc liczby sklasyfikowanych zawodników. W sezonie 23/24 punktowało 104 skoczków z 15 państw. Przed rokiem było ich 107, reprezentujących 17 nacji. Ogółem, licząc wszystkie konkursy, oglądaliśmy (no tak, przecież nie ma regularnych transmisji) występy 148 skoczków z 18 krajów. To nieco mniej niż w poprzednich latach, gdyż w ubiegłym sezonie było i 165 (21), a zimą 21/22 172 (19). W ostatnim przypadku trzeba jednak wliczyć występujących jeszcze w zawodach Rosjan.

Generalnie, wielu obserwatorów zwracało uwagę na to, jak uboga momentami była lista startowa konkursów drugoligowych. I rzeczywiście znajduje to swoje odbicie w statystykach, gdyż w zakończonym cyklu w pojedynczym konkursie startowało średnio 46.1 skoczka. W ubiegłym roku wartość ta wynosiła 50.24, a dwa lata wcześniej 49.80. Ta degradacja jest niemniej stopniowym zjawiskiem. Na dowód tej tezy wystarczy rzucić okiem na stan rzeczy dekadę temu. W sezonie 2013/2014 w Pucharze Kontynentalnym wystartowało 247 (w tej liczbie 20 Rosjan) skoczków z 26 państw! Średnio na konkurs przypadło 74.27 zawodnika.

Zmiana w limitach jedynie wzmocniła spadkową tendencję, ponieważ część sportowców zaczęła przychylniejszym okiem patrzeć na starty w Pucharze Świata, gdzie stworzyły się większe szanse na zdobycie punktów. W tym wypadku wybór nie odnosi się jedynie do aspektu sportowego, a raczej przede wszystkim finansowego. W COC nagrody finansowe zdobywa raptem czołowa 8 zawodów, a pula wynosi 3900 franków szwajcarskich.

Wysokość nagród finansowych w Pucharze Kontynentalnym, źródło: assets.fis-ski.com

Poza niskimi stawkami dochodzi kwestia ograniczonych możliwości do pozyskania sponsorów, ze względu na brak transmisji. Jedynie Polska stara się promować ten cykl, pokazując konkursy w Zakopanem w TVP Sport. Poza tym, z kilku innych lokalizacji tworzone są transmisje internetowe wątpliwej jakości i na tym koniec…Zresztą na temat rentowności tych konkursów wypowiedział się swego czasu dla sport.tvp.pl Wojciech Gumny. – „To impreza, która kosztuje dużo, a daje żadne wpływy. Tylko dwie, trzy imprezy ściągają widownię. A tak? COC jest głównie po to, żeby być. A zapłacić za transport, hotele, obsługę itd. trzeba prawie tak jak na poziomie PŚ. Bez transmisji nie ma mowy o tym, żeby to się zwróciło. Mało kto chce ładować środki i czas w towar deficytowy” – wyjaśnił wiceprezes PZN. Jest to tyle przykre, że przecież konkursy na Wielkiej Krokwi świetnie pokazały, jak ciekawe mogą być to zawody, a rywalizacja w nich nierzadko ciekawsza niż na szczeblu wyżej.

Podsumowanie

Rekapitulując, po roku można powiedzieć, że nowe limity nie wpłynęły chyba do tego stopnia negatywnie na świat skoków narciarskich, jak zakładało to wielu ekspertów i obserwatorów. W dalszym ciągu karty rozdają reprezentanci wiodących dotąd państw i nie wygląda na to, by miało to ulec zmianie. Z drugiej strony pojawiły się wymieniane przeze mnie przykłady pozytywnych akcentów ze strony skoczków reprezentujących nacje drugiego szeregu. W jakim stopniu jest to zasługa tej decyzji? Śmiem twierdzić, że za tymi występami stała głównie dobra dyspozycja sportowa, aczkolwiek wycięcie kilku śmiałków mogło pomóc w uzyskaniu paru lokat.

Należy przy tym pamiętać, że jest to obraz po zaledwie roku obowiązującego systemu. Niewykluczone więc, że w nadchodzących sezonach sytuacja będzie przedstawiać się gorzej. Niestety, w celu wyrównania szans łatwiej jest równać lepszych do słabszych niż odwrotnie, co widać na przykładzie wielu dziedzin i decyzji. Tutaj warto przytoczyć świeży pomysł federacji dotyczący wprowadzenia limitu używanych kombinezonów, który akurat wydaje mi się ciekawym rozwiązaniem.

FIS podejmuje pewne inicjatywy, które starają się bezpośrednio pomóc słabszym takie jak, chociażby opłacanie transportu i zakwaterowania. Nie wspominając już o organizowaniu obozów w ramach „Cooperating Nations”. Niemniej jednak to w głównej mierze ich działania doprowadziły do aktualnego stanu rzeczy. W tym pośrednio do decyzji podjętej przez MKOL. Jak wspominałem na początku, na akcję występuje reakcja. Zobaczymy więc jaka będzie reakcja FIS-u np. na wyczyn Ryoyu Kobayashiego. W tym wydarzeniu dostrzegam pewną szansę na odwrócenie złego trendu, być może wręcz ostatni dzwonek na ocknięcie się. I na tym zakończę mój wywód. Au revoir!

ZOBACZ TEŻ: ZGRUPOWANIE W PLANICY DLA MNIEJSZYCH KRAJÓW ZAKOŃCZONE SUKCESEM!

Na zakończenie zapraszamy na nasze media społecznościowe – Facebook, InstagramTikTok oraz Twitter.

Źródła informacji: Oasport.it, Twitter/@marcin_szemraj, fis-ski.com, informacja własna, sport.tvp.pl
Źródła grafiki: berkutschi.com, Polski Komitet Olimpijski, fis-ski.com

0 komentarzy
2

Może ci się spodobać